Witajcie na moim blogu. Zapraszam do lektury

Coraz częściej myślę, mówię: „Nie wiem”. Ależ to uwalniające!

Narzekamy, bo jesteśmy zewsząd bombardowani informacjami. Jednocześnie w dobrym tonie jest coraz więcej wiedzieć, nadążać, za innymi: co jeść, czego, broń Boże, nie jeść, w jakiej pozycji spać, jak chodzić, uprawiać ogródek czy seks (właściwie wszystko jedno, byle coś uprawiać), dokąd chodzić, co czytać, co myśleć i czego nie myśleć. W tym podążaniu-nadążaniu pojawia się pewien problem, tak mały, tak niepokaźny, że powszechnie ignorowany: na myślenie zaczyna brakować czasu i sprzyjających okoliczności. Zwłaszcza, że trzeba naprawdę się uwijać, aby w ciągu doby zdążyć ze wszystkim, choćby stosownym potraktowaniem swojej skóry, włosów, skomponowaniem posiłku ze składników o starannie przeanalizowanym składzie. Nie jest lekko.

Odkryłam dyskretny i nieodparty urok niewiedzy.

Wiedza, o której mowa, nie oznacza erudycji. Znienacka stało się tak, że jesteśmy pod nieustannym ostrzałem – niejednokrotnie wykluczających się – rad, złotych myśli, komentarzy, reklam, wskazówek, zaleceń, dyspozycji, czy wręcz rozkazów. Myślenie więc może się wydać całkiem niepotrzebne. Trochę szkoda, bo zasadniczo jest fajne (o ile nie w nadmiarze).

Lubię myśleć i lubię zdawać się na intuicję, która pomaga mi przedzierać się przez ten gąszcz, gmatwaninę natrętnych informacji – często błahych, nieistotnych, czy wręcz głupich i żenujących.

Dzielna ta moja intuicja – trzeba wielkiego hartu, by nie popaść w dezorientację. Bywa jednak zmęczona, a raczej – obie bywamy zmęczone. By wesprzeć siebie i ją, odkryłam nieodparty i dyskretny urok niewiedzy. Z przyjemnością coraz częściej NIE WIEM.

Moje NIE WIEM jest azylem, w którym dobrze się czuję, odpoczywam i… myślę.

Tagi wpisów
Udostępnij
Napisała:

Nic nie jest takie, jakim się wydaje.

BRAK KOMENTARZY

NAPISZ SWÓJ KOMENTARZ